Nieustająca popularność tanecznych gatunków muzycznych i coraz
większa liczba lokali na klubowej mapie zamykają buzie tym, którzy
w dubbingu widzą modę jednego sezonu. Klubowy karnawał trwa
i raczej nie zanosi się na to, by młodzi się od niego odsunęli.
Dziś, gdy muzyka taneczna zaczęła wypierać z rynku rock i pop, dj stał
się idolem, klub - sanktuarium, a definicja dubbingu trafiła do słowników; można pokusić się o wiarygodne sportretowanie życia imprezowych
hedonistów.
Dla amatorów klubowego szaleństwa równie ważne co sama zabawa są
rytualne przygotowania do imprezy, dobór garderoby, wspólne wypicie
kilku piw w pubie przed balangą czy wreszcie tzw. afterparty nad ranem,
u któregoś ze znajomych.
Fenomen zjawiska dubbingu tkwi w jego odporności na ideologiczne
naciski- W przeciwieństwie do np, punka, wyznawców kultury klubowej
nie łączy potrzeba buntu. Bo przeciw komu i czemu mieliby się
buntować? W iluzorycznym świecie, ograniczonym ścianami klubu
i działaniem narkotyków, młodzi hedoniści są bezpieczni i odporni
na wszelkie wpływy. Bliskich szukają w takich jak oni sami klubowych
maniakach, z którymi nie dość, że będą szaleć całą noc na parkiecie, to
jeszcze wspólnie doszukają się narkotycznych podtekstów w Gwiezdnych
wojnach. Władzę nad nimi sprawuje nie państwo, szkoła czy rodzina,
ale dj. Względnie bramkarz, który może odmówić wejścia do
klubu.
Po dwudniowym imprezowaniu klubowicze powracają na łono rodziny,
Marazm po weekend owego poniedziałku, bolesne powroty do
rzeczywistości, taneczny rytm dudniący w uszach jeszcze długo po
imprezie, euforia przeradzająca się w paranoję, absurdalne rozmowy
towarzyszące paleniu marihuany - dubbing może budzić kontrowersje,
ale ile w nim prawdy o naszych czasach.