Przeglądaj wg Słowo kluczowe "Świadomość ekonomiczna"
Teraz wyświetlane 1 - 1 z 1
Wyników na stronę
Opcje sortowania
Pozycja Mixer magazyn studentów nr 55, czerwiec 2012(2012) Saskowski, MaciejPewnego razu zachodni turyści postanowili wejść na Mount Everest Wynajęli Szerpów, by nieśli ich bagaże. Posuwali się szybko w gorę, ale w pewnym momencie Szerpowie siedli i nie ruszają się z miejsca. - Co sit; stało? - zapytali zdziwieni turyści. - Nic - spokojnie stwierdzili Szerpowie, - Po prostu szliśmy za szybko i nasze dusze zostały z tyłu Teraz musimy na nie poczekać. I po to może są wakacje. By przystanąć i zaczekać na duszę, która została gdzieś za nami. Lubię podróże - pomijając chorobę lokomocyjną, morską, bole kręgosłupa, nudę, ciągle niewyspanie, straszliwą tęsknotę, która ogarnia mnie zaraz po przekroczeniu progu, zazwyczaj już na schodach, wszystko inne sprawia mi szaloną przyjemność. Do tego stopnia lubię podróże, że często po przybyciu, po wyczerpującej drodze, do hotelu - rzucam bagaże i włóczę się do nocy po mieście lub okolicach, powodowany jakimś dziwnym niepokojem, jakbym czegoś szukał, bardzo intensywnie a kiedy wrócę, chodzę do rana po pokoju. Często potem rzucam się po łóżku, nie mogąc przestać szukać nawet we śnie. Współczesne podróżowanie jest raczej turystyką niż prawdziwą po drożą. Prawdziwa podroż powinna bowiem zawierać w sobie niespodziankę, element nie przewidywalności, powinna być przede wszystkim długa. Po drodze zaś musi się nam przydarzyć tak naprawdę całe drugie życie. Znaki, przemiany, symboliczne śmierci i symboliczne narodziny, przekraczanie granic, schodzenie w głąb siebie, swej podświadomości, podświadomości narodowej i regionalnej, dotykanie genius loci, spotkania, strach, niebezpieczeństwa, olśnienia i nuda. nuda, nuda - to wszystko powinno się nam przydarzyć, jak przekonują badacze podroży, antropolodzy kultury i ich mądre księgi. Ci zaś, którzy po prostu się najeździli, tłumaczą to tak: dworce, autostrady, bilety, kolejki, celnicy, męczący współpodróżni, upał i przemoknięte buty, paszporty, brak miejsc, tłumy turystów, zatrucia pokarmowe, rachunki końcowe zawsze wyższe o nieprzewidziane koszty, ciężkie walizki, zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie. Przede wszystkim powinniśmy odpocząć. Ten odpoczynek, to po prostu zmiana miejsca i otoczenia. Często nie ma on więc wiele wspólnego z leżeniem na trawie czy w hamaku - w modzie są takie pojęcia, jak aktywny wypoczynek. Przypomina to zwroty tego typu, co wegetariański schabowy i wietrzę w tym jakiś podstęp: czy wypoczynek musi być aktywny lub bierny, zamiast udany lub nieudany? W każdym razie powinniśmy zmienić środowisko, zostawić problemy w domu, ponieważ już dość. Po prostu, dość. Słowem - wakacje dla ducha. Nasz duch meczy się okrutnie banałem, czyli powtarzalnością i nudą. Ponieważ wierzę w genius loci, widzę (oczyma wyobraźni) naszego ducha, jak wyrusza w podróż i gdziekolwiek stąpnie, zaraz zaczynają przylepiać się do niego inne duchy, lokalne, niewidoczne dla nas. Nasz duch z nimi obcuje i swawoli, podczas gdy my wylegujemy się na plaży, gramy w ringo, śpimy w bungalowie, tańczymy taniec hula-hula z sześcioma pięknymi tancerkami, kupujemy sobie torebkę u Chanel czy wreszcie - co najważniejsze - obżeramy się miejscowym serem. Nasz duch zadaje się z miejscowymi, albo z duchami innych przyjezdnych, i z tego zadawania się mogą wyniknąć całkiem dla nas nieprzewidziane, nieoczekiwane, a czasem nawet niepożądane okoliczności. Nasz duch wraca z takiej wyprawy bardzo zmęczony, znękany i podupadły, a przecież wypoczywaliśmy; biernie i aktywnie, zmieniliśmy otoczenie i tańczyliśmy hula-hula, Ale on, tam na miejscu, napatrzył się takich rzeczy, dowiedział się tyle, wystraszył się (wystraszyły go inne duchy) i niezwykle zmartwił, i to wystarczyło, żebyśmy wracali z klapniętym duchem. Wówczas okazuje się, jak bardzo kochamy nasz dom, nasze miasteczko, nasze ulice i nasz piękny kraj. Nawet nasz niedojrzały ser pożeramy na kolację z wyraźną ulgą.